DLACZEGO LEKARZE NIE CHCĄ PRACOWAĆ W WIEJSKICH PRZYCHODNIACH?

DLACZEGO LEKARZE NIE CHCĄ PRACOWAĆ W WIEJSKICH PRZYCHODNIACH?

Na początku lat dziewięćdziesiątych niemalże w każdej większej wsi prężnie działała przychodnia lekarska. Wiele z nich powstało z inicjatywy mieszkańców. Budowanie ośrodków zdrowia w czynie społecznym było powszechne w czasach komuny. Dążono do tego aby każdy obywatel mógł mieć zapewniony stały dostęp do opieki medycznej. Od kilku lat obserwujemy jednak tendencję odwrotną – wiejskie placówki znikają setkami.
Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy? Względy ekonomiczne? Faktem, jest, że gminy szukają oszczędności, coraz częściej niestety kosztem istnienia takich placówek. Wolą zamknąć działalność niż inwestować w restrukturyzację i utrzymanie budynku, czy wypłaty dla pracowników. Obecnie gminy nie mają już obowiązku zatrudniania lekarzy. Placówka musi utrzymać się sama a granicę opłacalności w mniejszych miejscowościach stanowi około tysiąca deklaracji.
Finanse nie są jednak najistotniejszym powodem – brakuje chętnych do pracy w mniejszych miasteczkach. W obliczu tego, nawet nieźle prosperująca przychodnia musi pogodzić się z okrutną rzeczywistością i ogłosić zamknięcie. W Małopolsce starano się rozwiązać ten problem prowadząc rozmowy z wójtami i starostami. W ramach projektu „Białe Plamy” samorządy miały przekonywać lekarzy, aby otwierali gabinety w ich miejscowościach, obietnicą pomocy w urządzeniu lokali. Niestety nie przyniosło to spodziewanego efektu. Na sto dwadzieścia konkursów ogłoszonych przez Narodowy Fundusz Zdrowia rozstrzygnięto cztery – więcej ofert nie wpłynęło.
Z usług prowincjonalnych placówek korzystają głównie osoby starsze a rola lekarza, niezależnie od stopnia i specjalizacji, ogranicza się do wypisywania recept, które rodzina, bądź sąsiedzi mogą zrealizować w miejskiej aptece. Po bardziej szczegółowe badania i diagnozy mieszkańcy również wolą udawać się do większych ośrodków.
Zmieniają się tendencje. Kiedyś wiejska przychodnia była gratką dla młodego lekarza podejmującego pierwszą pracę po studiach i zdobywającego doświadczenie. Teraz grupą zainteresowaną ewentualnym podjęciem zatrudnienia są głownie emerytowani medycy. Praca przez dwa dni w tygodniu pozwala im dorobić parę groszy do emerytury. W takim układzie niemożliwe jest skompletowanie załogi medycznej. Emeryci nie rozwiązują problemu dostępności lekarza od poniedziałku do piątku – przez pięć dni w tygodniu. Ogłoszenia o pracy w takich miejscach całymi miesiącami czekają nie odpowiedź. Nie pomagają oferty wysokich zarobków, dowolnego rodzaju umowy czy nawet mieszkania. Młodzi lekarze preferują duże miejskie szpitale. W większej aglomeracji łatwiej jest też o dodatkowy zarobek w prywatnym gabinecie.
Niektórzy mieszkańcy wsi z sentymentem wspominają dawnych lekarzy i czasy, kiedy byli oni niemalże na każde przysłowiowe „zawołanie”. W czasach świetności w przychodniach nie tylko funkcjonował gabinet lekarski, znajdował się tam też gabinet zabiegowy, poczekalnia, mała rejestracja i gabinet stomatologiczny. Czasami, jak to na wsi, pacjenci za pomoc odwdzięczali się jajkami albo kurą na rosół, a lekarz wezwany do chorego przyjeżdżał rowerem. Te czasy już niestety za nami…

WIADOMOŚCI , , , ,

Comments are closed.